Bez znaczenia, czy ten „drugi” jest człowiekiem, psem czy… lamą do piniaty.
Trzeba przyznać, że młodego dość wcześnie dopadło wypalenie zawodowe. Praca na farmie go nie cieszyła, czuł się znużony i zniechęcony. Nie trzeba wykwalifikowanego psychologa, żeby stwierdzić, że brakowało mu po prostu towarzystwa. Ojciec, porozumiewający się sobie tylko zrozumiałym systemem mruknięć, średnio się nadawał do roli kompana zabaw. Dopiero pojawienie się uroczego czworonoga napełniło świat chłopca kolorem i zabawą. A że ów czworonóg był z papieru i miał w brzuszku pełno cuksów? To już nieistotny szczegół.
Plantacja cukierków i stadko uroczych lam. Animacja aż ocieka słodyczą, na chwilowe spadki cukru jest więc jak znalazł. Bardzo dużo się dzieje, w końcu lwia część obrazu to igraszki i swawole głównych bohaterów. Skoczna muzyka jeszcze potęguje ten dynamizm i pozwala poczuć prawdziwy klimat latino. Całkiem miło się na to patrzy, ale gdy człowiek przypomni sobie po co te lamy są hodowane, to jakoś mina rzednie. Ok, krew się niby nie leje, ale tak czy siak myśl o zdekapitowanej lamie lekko psuje odbiór.
Animacja: Hola llamigo
Reżyseria: Charlie Parisi, Christina Chang
Produkcja: Ringling College of Art and Design
Rok: 2015
Czas: 3:52
animacja: