Robale przybyły z kosmosu i są złe. My jesteśmy cudowni, więc wymordujmy wszystkie robale.
Młody Ender ma być „tym jedynym”. Zanim jednak będzie miał szansę sprawdzić siły w roli zbawcy świata, musi przejść rygorystyczne szkolenie, które zrobi z niego prawdziwego przywódcę. Banał? Oj; tak. Opowieść o dojrzewaniu do roli lidera jest jednak poprowadzona sprawnie, ciekawy jest też wątek manipulowania Enderem przez jego przełożonych (którzy grają bardzo brudnymi kartam)i. Niestety: dzieci jako dowódcy na linii frontu to dość karkołomny pomysł, nawet pomimo dość sprytnego wytłumaczenia tego faktu ich swobodą gry w gry komputerowe.

Gra Endera
Dwa kluczowe założenia przed pójściem do kina: „Gra Endera” to film czysto rozrywkowy i nie chodzi w nim o wierną ekranizację powieści Orsona Scotta Carda. Jeśli choć jedno z tych założeń nie pokrywa się z Twoimi – odpuść. Jeśli jednak odrobinę przymruży się oczy na fabułę, dość przeciętną grę aktorów i wybaczy kilka (nie tak strasznie wiele; 2, może 3) tandetnie górnolotnych scen i tekstów; film da radę, a nawet może w jednym momencie zaskoczyć.
Ogólnie – z kina można wyjść wprawdzie bez poczucie, że obejrzało się czegoś przełomowego, lecz też bez poczucia straty 2 godzin. I oczywiście: można być pod wrażeniem perfekcyjnie zrealizowanych nie tylko efektów specjalnych, ale też całej kreacji zarówno stacji kosmicznych, jak i światów. Generalnie jest to przyzwoite, niezbyt mądre, ale bardzo widowiskowe kino.
Aha, jeszcze jedno: największy plus filmu. Po skończonej bitwie nie ma się pewności, czy rację miał tytułowy Ender Wiggin (Asa Butterfield) czy może jednak Pułkownik Hyrum Graff (grany przez Harrisona Forda). Obejrzeć „Grę Ednera” dla tej wątpliwości?… Można, ale nie trzeba.
Film: Gra Endera /Ender’s Game
Gatunek: science-fiction
Reżyseria: Gavin Hood
Czas: 01:54:00
Rok: 2013
Zwiastun:

Gra Endera