Muzyka Chopina znowu zagrała. Szkoda, że w tak słabym filmie.
Film podzielony jest na 2 części. Pierwsza to animacja poklatkowa, którą… jeszcze jakoś można wytrzymać. Nie ma tu dialogów, jest tylko muzyka Chopina. Druga część to żywi aktorzy, którzy zostali wciągnięci do filmu animowanego. Tak zaczyna się męczarnia. Nijaka fabuła, drętwe dialogi i nachalnie czytane informacje o muzyku. Film (czy może raczej: jego animowana część) być może spodoba się miłośnikom muzyki klasycznej. Nikomu innemu nie wypada go proponować. Zaznaczam jednak, że jest to mocno subiektywna opina osoby, która męczyła się na „Latającej maszynie” niemiłosiernie, ale która też nie lubi muzyki klasycznej.
Film: Latająca Maszyna
Czas: 01:16:00
reżyseria: Martin Clapp, Geoff Lindt
scenariusz: Geoff Lindsey
Rok: 2011
Zwiastun:
One Comment
Marta
Oglądałam ten film w kinie. Miałam okazję zobaczyć, jak tworzona jest część lalkowa animacji. Scenografia i wykonanie lalek zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Po tym, co zobaczyłam na planie filmowym, oczekiwałam więc filmu na poziomie „Piotrusia i wilka”. Niestety przyszło ogromne rozczarowanie 🙁 Sama animacja poklatkowa jest świetna, ale wątek 3D i postprodukcja jest po prostu kiepska. W ogóle te dwie techniki ze sobą nie współgrają. Najbardziej denerwowały mnie kolorowe listki 3D, które strasznie odcinały się od obrazu. Muzyka Chopina – albo ktoś lubi, albo nie – ja mam sentyment do tego kompozytora. Poza tym Chopin to nasze dobro narodowe, a jak wiadomo, nie sra się do własnego gniazda. Na temat 2 części nawet nie będę się wypowiadać.
Można oglądnąć tylko dla wiedzy.